27 grudnia 2008

22.

cześć,
to znowu ja. chciałam Ci napisać, że jestem ostatnio szczęśliwa. prawdopodobnie chciałabym Ci za to podziękować, wiesz?
czasem jest bardzo trudno poukładać niektóre sprawy, dokończyć czy rozwiązać schematy, wtedy gubi się ostrość i coś zalega, tak w środku, łapiesz? i swego czasu nie potrafiłam zatrybić co dalej i co wciąż. teraz jest tak, że czuję, iż żyję. że ogół wydaje się jakiś taki prosty, chociaż tak naprawdę nie załatwiłam wszystkiego i wiem, że gdyby w tym momencie miało by się cos skończyć nie mogłabym postawić haczyka przy liście rzeczy-pilnie-do-zrobienia. i zobacz, ja tak naprawdę nie chciałam o tym..
_
chciałabym kiedyś umieć to wszystko opisać, wszystko co czuję, co przeżywam. opisać takie dni jak dzisiejszy, wczorajszy, przedwczorajszy, ten sprzed tygodnia i sprzed dwóch lat również. opisać ludzi, których uwielbiam, z którymi dzielę ten czas. by ktoś mógł w przyszłości przeczytać o tym, dowiedzieć się jakie bywało życie, gdy się miało te naście lat. czy Ty wiesz, że są takie miejsca całkiem niedaleko nas, nad Narwią, Bugiem, w środku lasu czy nawet na wsi, gdzie my chodząc po ziemi dotykamy nieba? rozpalamy ogniska, śpiewamy przy dźwiękach gitary, przesiadujemy całymi dniami w emcztery na tarasach, oglądamy deszcz meteorytów leżąc na trawie za miastem, siedzimy razem przy wigilijnym stole. myślisz, że mają tak wszyscy? ja myślę, że nie. i dlatego też chciałabym byś kiedyś pozwolił mi to ubrać w słowa i zapisać złotymi literami.
lubię, bardzo lubię to, co mi dałeś w moim życiu. te życie najbardziej.

czasem chciałabym w Ciebie bezgranicznie wierzyć.
póki co myślę, że fakt, iż piszę do Ciebie jest już pierwszym krokiem. dziękuję.

18 grudnia 2008

21.

-mogłaś się uczyć w Białymstoku. - mówi rodzicielka siedząc naprzeciw. - nie byłoby takich problemów, nie opieraliby się na nazwisku.
-no tak, mamo, ale..

mogłam, dobrze o tym wiem. pierwsze zamiary nauki w innym mieście były wczesną chęcią wyrwania się, z tego miejsca, domu. okres buntu namieszał w głowie i mnie, i rodzinie, może też przypadkowemu otoczeniu. a później pojawili się ludzie, z którymi zaczęłam rozmawiać. potrafiliśmy i potrafimy, choć już rzadziej, rozmawiać ze sobą, nie mówić do siebie, zwyczajnie i nie - rozmawiać. nauczyli jak ufać, podnieśli dobre parę razy z poziomu chodnika, nakopali do dupy i popchnęli do przodu.

tak naprawdę nie wiem gdzie bym teraz była, kim była, jak była i czy w ogóle była, gdyby nie oni. tutaj zupełnie nie trzeba wzniosłych słów, patosu, całej tej górnolotnej otoczki.

nie karmiliśmy się tym.


myślę też, że właśnie ten moment, w którym pojawili się w progu mego życia [nawet dosłownie], byłby punktem zaczepienia w `butterfly effect. dlatego też chodzę po korytarzach tego ogólniaka, nie innego. dlatego też wciąż poznaję interesujących ludzi w mieście, w którym podobno już każdy każdego poznał. dlatego też ułożyłam sobie wstępnie świat, układam go codziennie, i przede wszystkim chcę go układać. a moje marzenia, ideały, wiara, pchają do przodu i zobowiązują do grania z losem w karty.

te miaste lubię głównie za ludzi, których pozwoliło mi poznać. wcale nie za małomiasteczkowość, którą nas tu karmią, nie za widoki, brak perspektyw, ograniczenia wszechogarniające. za tych, którzy się tu urodzili, przyjechali, są, byli, bywają.

za ludzi, którzy wpłynęli na kształtowanie mojej osobowości.


a niech inni narzekają, że taka albo i nie,
tutaj wstaw mój uśmiech i słowo - dzięki.

4 grudnia 2008

20.

hej,

witamy serdecznie grudzień, kokakola wjeżdża w nasze telewizory wraz z mikołajami i otoczką świąt Bożego Narodzenia. prezenty, prezenty, prezenty! - krzyczą dzieci w sklepach filii biedronka, nawet gdy stoją przed pasztetem białostockim. ale kto tak naprawdę nie krzyczał będąc dzieckiem?
_ czy możesz mi kupić prawdziwe szczęście, opakować w zielony papier, zawiązać żółtą wstążką i przyczepić do spadającej gwiazdy? bardzo mi miło, dziękuję, połóż pod poduszką, w końcu za chwilę mikołajki.
.
uśmiecham się, gdy wychodzę z bloku i czuję na policzkach mróz. powietrze pachnie świętami, w słuchawkach nouvelle vague, a dookoła jeszcze nie ma dzikiego pędu, to po prostu grudzień. przemoknięte światła choinkowe, w które przystrojono `centrum tego miasta gasną i zapalają się na przemian, zależnie od natężenia opadów deszczu. ale dlaczego masz nie wierzyć, że to jest związane z twoim mrużeniem oczu? wszystko ma w sobie taki spokój, jakby powiew świeżego powietrza w tym tkwił. przypuszczalnie ma to związek z faktem, iż oddycham, po prostu sobą, i nawet jeśli nie nadążam za światem, nie muszę opłacać przystanków czy egzystencjalnej dziekanki. a mój koc sprawia, że myśli zapijane kawą przypominają sobie, gdzie jest ich miejsce w szeregu, tym samym układając mnie.
walczę o Samodzielność w cieniu wielkiego miasta, nie podsuwaj mi jeszcze słowa - porażka, nie jestem na to gotowa, ani ja, ani moje marzenia.

życie jest dobre -
-powiedz tak czasem rano do lustra,
może odpowie, że czas najwyższy na takie stwierdzenie.

24 listopada 2008

19.

dlaczego, Ty-Od-Diabła, powiedz mi, wytłumacz, rozpisz, zobrazuj, określ,
..dlaczego to, kurwa, tak właśnie wygląda?

`znowu dziś chciałem odmienić świat,
ale z tego i tak nie wyszło nic.


niech Ci się nie wydaje,
nie rozumiesz, Czytelniku, a ja wcale nie chcę byś zrozumiał.

11 listopada 2008

18.

wciśnięto mnie na półkę między książki, powiedziano bym siedziała i czekała, aż ktoś tak po prostu po mnie sięgnie. bez większej reklamy, billboardów przy drogach szybkiego ruchu, bez zdjęć i porywających haseł. tak zwyczajnie - sięgnie. by później to wszystko miało się samo również potoczyć dalej, by trwało. tylko czy wiesz, Czytelniku, że stojąc przed wielką szafą z książkami nie zauważysz ani najwyższej, ani najniższej półki? Twój wzrok zatrzyma się na konkretnej, przypisanej właśnie niemu, wysokości. o to zahaczysz, i o to też zahaczy ten ktoś-kto-ma-sięgnąć, albo następni po nim, odwiedzający pomieszczenie z tą całą szafą. czy dziś, czy jutro, nie będzie to miało najmniejszego znaczenia, nic z tego, nic poza tym. wchodzisz, bierzesz, wychodzisz.
-najniższa czy najwyższa? -nie wiem, nie pobierają za to czynszu.


boję się jednego słowa. nie przewija się wśród wielu liter zamieszczonych na tej stronie, od dłuższego czasu pomijam kartkę w słowniku, na której zostało wydrukowane. takim słowem jest Miłość. ważne, i wcale nie proste. to jest to, zauważam, nazywam, zwyczajnie - boję się jednego słowa, wiesz?
i zastanawiam się czy powinnam bać się też słowa Przyjaźń.

callie, if you really want me to -
i can always get you down,
if you got the money for me.

27 października 2008

17.

cześć,
może napisałabym o Tobie, albo nawet do Ciebie, kimkolwiek dziś jesteś. może w tym wymiarze jesteś Młodym Bogiem, a może tylko Moim Bogiem. przecież nie wierzysz w nic, w świętą krowę, figurki ze złota, możliwych wszelkich bogów świata - demony z pod łóżka wtrącają swoje osiem groszy w mój monolog, odezwę do, a bez adresata. może już z Adresatem? wierzę - w Słowa, w Ludzi, w Świat. wierzę również w możliwości wynikające z chęci. i na nocnym firmamencie nieba, wśród deszczów meteorytów, gdzieś jest Twoja gwiazda, Twoja i dla Ciebie. o to się walczy, o jej trwanie. przez nią właśnie przenikają możliwości..
skoro już piszę do Ciebie, chciałabym byś wyświadczył mi małą przysługę. Twoja ingerencja niczemu nie zaszkodzi, a wręcz może pomóc. pieprzę? wybacz, przechodzę do sedna. nie wiem czy posiadasz jakąś lunetę, czy może zwykłe okulary Ci wystarczą, ale liczę, że patrzysz też z okna na świat. czyli musisz widzieć co się tu dzieje. wiesz, to chora trochę opcja te zagubienie ludzi. niby każdy poszukuje własnej drogi, bardzo dobrze, tylko czy tak rozpaczliwego poszukiwania nie dałoby się troszeńkę ukierunkować? rozumiesz, dramatyczne/tragiczne akcje wywołują efekt domina. i się wtedy wszystko sypie, wali, na łeb, szyję. może temu włąśnie piszę? no, weź tam swoją czarodziejską różdżkę czy magicznym pyłem dmuchnij w te okno na świat. oraz poprawki do planu i makiety nanieś. naucz ludzi Szczęścia, właściwie to nie powinna być taka trudna sprawa, prawda?
próbowałam się uśmiechać do nieznajomych, na dziesięc osób pięć patrzy jak na wariatkę, trzy ignorują, a dwie odwzajemniają. na początek nieźle, nie sądzisz?
właściwie nie chcę Cię o nic prosić. to trochę mocno bezczelne. ale
diabeł wpada czasem na okno pogadać i mówi o Tobie. więc skoro
by Cię miało nie być - to z niego kiepski diabeł by był.

palimy razem papierosy. palisz?

może bym Cię polubiła.
miłego wieczoru.


eldo-diabeł_na_oknie.mp3

21 października 2008

16.

nie wiem, zupełnie nie mam pojęcia..
w którym momencie tak wiele mi umknęło.


[..]
-chciałbym byś, gdy otwieram drzwi przytuliła się i powiedziała `źle mi..

więc przytul, Przyjacielu.

16 października 2008

15.

mówiłaś mi, że mam się zmienić..
czasem mam już wrażenie, że moje myślenie nie wybiega poza schematy i określone ramy. że poddałam się procesowi wetknięcia do głowy tysiąca umownych prawd. i ja sama siebie tak kołuję, że właściwie nie jestem pewna pod którym wiekiem powinnam się podpisać, która litera alfabetu rozpoczyna moje imię, jaka cyfra jest między dwa a cztery, co słychać.
padnij! i leżę na brzuchu przełączając trybiki na opcję _`ogół. powstań! salutuję nawet, gdy próbują mnie obrzucić gównem.
może właściwie dzieje się tak cały czas.

tak, zaczęłam się bać, że już nie będę w stanie dogonić świata. a on wcale mnie nie pytał czy może beze mnie pójść naprzód. przez to w którymś momencie przestałam tu należeć, przestałam rozróżniać zło i dobro. nie myślę za siebie, paraliżuje możliwość popełnienia myślozbrodni.
pieprzeni prorocy naszych czasów wyśnili sobie świat pomijając uczucia.
nie usłyszysz spocznij,
witamy w `fallen art,

jeśli wiesz co chcę powiedzieć.

28 września 2008

14.

`-wiesz, że mogliśmy spróbować.
-a ty wiesz, że nie mogliśmy..

była sobie grupa nastolatków spotykająca się codziennie; była sobie grupa NAS.
widywaliśmy się w każdy łikend większym lub mniejszym gronem, mijaliśmy na szkolnych korytarzach z wymownymi uśmiechami, dzieliliśmy się ze sobą czymś więcej niż tylko czasem. dzieliliśmy się naszymi duszami, nie zawsze dogłębnie, ale był to zamierzony ekshibicjonizm z zamiarem profilaktycznego leczenia. wspólne zabiegi przeciwbólowe były najlepszą rzeczą, którą pamiętam. każdy z nas miał większe lub mniejsze problemy, ze sobą albo otoczeniem. nie pomagało nic tak jak jedna, dwie lub więcej osób, siedzących obok, słuchających słów, które trzeba było z siebie wyrzucić. czasem pomimo potrzeby szczerej rozmowy wybierało się opcję `laugh' i bywało lepiej. planowaliśmy przyszłość, przedstawialiśmy przeszłość. było to takim azylem bez konkretnego adresu, za to z konkretnymi nazwami własnymi. często zakrapiane to były spotkania, zakrapiane alkoholem w różnej postaci. też z tym bywało lepiej. szczególnie te w domkach letniskowych nad prawymi dorzeczami wisły. ogniska, grille, posiadówy, domówki, plenerownia. wspólnie łatwiej ogarniało się rzeczywistość. a może to wszystko miało miejsce bo byliśmy młodzi? młodsi?
pamiętam słowa jednego z nich, z nas, odbijające mi się echem po głowie. mówił, że jesteśmy młodymi wilkami, rozbiegniemy się, nie będzie tego, co budowaliśmy przez długi czas. nie chciałam mu wierzyć.
nawet uśmiechaliśmy się na myśl o wspólnym studiowaniu przewidując zachowania i sytuacje.
może dopiero teraz zaczyna docierać, że.

mimo to wiedzieliśmy, że to się skończy. często trzeba było to sobie uświadamiać. wiedzieliśmy, że się skończy, nie spodziewaliśmy, że tak szybko.


istniejemy, bardzo pojedynczo.

-a pamiętasz jak próbowaliście połamać tę gałąź na ognisko?
-pamiętam..
-i większość miała rozwalone dłonie. a jak przesiadywaliśmy całymi dniami w m4 na tarasach?
-pamiętam.. oglądaliśmy filmy, piliśmy ajsti z biedronki, i jedliśmy takie małe bułeczki.. jak one się nazywały?
-maślane, he. to nie była trudna nazwa. i piliśmy piwo wieczorami.
-tak, ty reddsy, a my najczęściej coś mocniejszego.
-rzeczywiście. a bo reddsy nadawały temu taki słodki smak i..
-zapach, wiem. pamiętam, że to było ważne. pamiętam też jak po raz któryś miałaś wolne mieszkanie i hasłem wieczoru było `masz długie, czarne, kręcone..zęby!
-pamiętam! i sąsiadka dzwoniła. a nocne spacery nad zalew i rozmowy o trudnym życiu nastolatków pamiętasz?
-tak. i jeszcze te wszystkie ławki. pod blokami, na fontannie, boiskach.
-prawie jak tekst `koisz się jazzem czy skrętem gdzieś na boiskach.
-no właśnie. wymienialiśmy się wzajemnie muzyką. i bywały te skręty na boiskach. a właśnie, palisz jeszcze?
-tak, a ty?
-nie.
-gratuluję. ostatnio znów usłyszałam przy okazji oglądania `miasta gniewu,.. pamiętasz jeszcze ten film?
-kojarzę. sytuacje ludzi łączące się w całość? chicago?
-no własnie. to na koniec jest piosenka stereophonics.
-maybe tommorow, tak?
-tak.
-poznałem po twoim uśmiechu. dosyć wymowny.
-lubię tę piosenkę, ale zapomniałam już o niej.
-nie chciałbym byśmy zapominali.
-ja też..

znaliśmy miliony swoich tajemnic.
teraz prawdopodobnie znamy raz do roku przy okazji świąt, swoje poglądy na temat wpływu pogody na samopoczucie i ciśnienie współpracowników.
`ajm fajn, tenk ju.


.
gdy myślisz, że tak to może wyglądać za dwadzieścia lat. ale przecież tyle przed nami życia. tylko powiedz, że czasem wspólnie dzielonego. dziękuję.

24 września 2008

13.

w te ostatnie wieczory coraz chłodniejsze i coraz bardziej samotne nie pomagała ani muzyka, ani nawet papierosowy dym. w powietrzu wciąż unosiło się moje rozczarowanie. katowałam się mew, śmietaną w tubce i bielą sufitu nade mną. i tylko miliardy myśli.
bo przecież nie tak miało być, nie tak, ciągle nie tak.

zaczęło mi coś umykać, nieodwracalnie przeciekać przez palce. na moje życzenie, trzykrotne pstryknięcie, paf pif, teraz. na zawsze? nie ma przecież zawsze, pamiętasz? nic już nie chcę pamiętać. może tylko obudzić się któregoś ranka i zobaczyć, że to nie ten pokój, nie te miasto, nie te życie. chcę szansę na nowy początek i nowe możliwości. nową wiarę w i nadzieję na. trochę swobody i trochę szczęścia. more, more, more.

tymczasem siedzę tu, słucham permanentnych skarg i zażaleń całkiem jak biuro obsługi klienta, aplikuję sobie codziennie dawkę uśmiechu, zagłuszam wnętrze. powtarzam bezgłośnie `jeszcze rok, dasz radę, choć sama siebie tym nie przekonuję.
`mam dosyć tego miasta,
czerwono-czarnej mafii.
czy mnie rozumiesz, olo?

1 września 2008

12.

wszystko albo nic.

rozpoczynając pierwszy września, który będzie mnie dotyczył po raz ostatni, znów myślę o wolności. prawdopodobnie spowodowane jest to faktem, iż przez kolejne parę miesięcy niewiele z niej mi pozostanie. i gdy zamykam oczy widzę siebie za kierownicą, zmierzającą do Pragi, Wiednia, Budapesztu, Rzymu, Berlina, Oslo, Helsinek, Amsterdamu, Paryża, Londynu, Dublina.. i być na dachu świata.

czasem tak cholernie boli bariera finansowa, wiesz?

21 sierpnia 2008

11.

gdy stoję nad przepaścią z rozłożonymi rękoma nie istnieje świat przepełniony spalinami, godzinami szczytu, okrzykami `fast, fast!. przede mną otwiera się świat złożony z pięknych krajobrazów, świeżości, pierwszego tchnienia. i tylko nauka latania, nie spadania. nie wierzę wtedy w życie po życiu, reinkarnacje, bogów, czyściec, piekło i niebo poza ziemią. takie niebo mam na wyciągnięcie ręki, która wcale nie boi się, że powykręcają jej się nadgarstki przy kurczowej chęci złapania gruntu nad. tam można się położyć wśród słoneczników, oglądać naturalnie ułożone chmury, mrużyć delikatnie oczy patrząc na słońce, oddzielać od siebie źdźbła trawy i tańczyć, śpiewać, krzyczeć. ze szczęścia. roztaczać przed sobą dłonią najwyższe szczyty górskie i wciągać głęboko w płuca morską bryzę. zasypiać i budzić się z ukochaną osobą, wciąż widząc jej uśmiech. najpiękniejsze chwile chować w pudełkach po butach, by przy otworzeniu nadal były aktualne. oglądać deszcze meteorytów całego świata na niezachmurzonym niebie. łapać spadające gwiazdy w locie i nadawać im imiona. pić drinki w kolorach tęczy, palić czekoladowe papierosy. być wśród ludzi, nie czuć uczucia samotności. tworzyć własną muzykę, która przez pokolenia będzie zachwycać miliony zmysłów słuchu.
i wcale nie mówię o prywatnej utopii, lecz miejscu mocno zakorzenionym we mnie, w środku. o miejscu, które tkwi w każdym z nas, i w każdym z was również. takie wizje często nazywają marzeniami, fantazjami, ale ja wiem, że to istnieje wcale nie tak daleko. we wsi, małym, większym mieście - wystarczy chcieć i szukać, zauważać, patrzeć nie pod nogi, a przed siebie. walczyć o spełnienie każdego poranka. być.
a jakże to przykre, że słownik nastolatków ogranicza się do trzech słów - zmuła, alkohol, kurwa. a jakże to przykre, że mój zewnętrzny świat jest tak dostosowany do teraźniejszych wymogów. że tak często czuję się samotna. że tak często zapominam o Marzeniach, Ideałach, Szczęściu. że zmuła, alkohol, kurwa.

ograniczenie prędkości ogranicza półkule mózgowe,
powstań i nie śpij.

19 lipca 2008

10.

-ile jest takich miejsc w tym kraju, gdzie możesz czuć się wolnym człowiekiem?

siedziałam na deskach sopockiego molo, paliłam papierosa, piłam piwo i patrzyłam w gwiazdy przy akompaniamencie delikatnych dźwięków sigur ros. wiatr rozwiewał nam włosy, a w oddali migotały światła latarni na Helu. spojrzałam na zegarek, wpół do trzeciej, pół metra ode mnie czyściła swoje pióra mewa.
powiedziałam wtedy, że to jest właśnie moment, w którym zdecydowanie chcę krzyknąć:
chwilo proszę - bądź wieczna!

29 czerwca 2008

9.

znów to robisz.
uciekasz od wszystkiego co cię otacza krajową dziewiętnastką, na południe, na południe, gaz, gaz. odnajdujesz się w miejscach, gdzie już nawet horyzontu nie widać. w miejscach, gdzie najbliższymi przyjaciółmi możesz nazwać gwiazdy, muzykę i drogowe światła otwierające przed tobą cały świat. nie, nie włączaj radia o pełnej godzinie, zatrzymaj przy sobie tylko dźwięki i pracę silnika. dodaj do tego trzy słowa - kofeina, tauryna, nikotyna. to obraz czasów kiedy jedyne ramię, w którym możesz się schować, jest twoim własnym ramieniem.

śpiewał ktoś ‘dzieciństwo minęło stanowczo zbyt szybko..’,
miał rację, nie odnajdziesz go już nawet w letnim wietrze targającym włosy.

12 czerwca 2008

8.

powiedz mi, tak, ty, Człowieku, jak to wszystko jest możliwe? nie wiesz o co chodzi? to ja ci bardzo chętnie wytłumaczę. wyobraź sobie.. stoisz pośrodku tłumu na placu zygmunta w stolicy, czujesz to? to dobrze. stoisz i nagle coś przykuwa twoją uwagę, właściwie to zauważyłeś w czyjejś dłoni pistolet skierowany w stronę jakiegoś chłopaka. po krótkiej chwili ten chłopak upada, tłum się rozstępuje, czyjaś dłoń z pistoletem zniknęła. wszyscy odwracają głowę. i ty również odwracasz tę głowę w bok. jesteś uczestnikiem zamieszek w libanie, żołnierze strzelają wręcz na oślep, byle tylko strzelać. na ulicach leżą ciała zastrzelonych kobiet z dziećmi, czyichś mężów, żon, babć, dziadków, dzieci. odwracasz głowę w bok. jesteś na dyskotece, tak, prawie nic nie widzisz przez te jaskrawe światła. przy barze stoi dziewczyna, może masz rację, że słowo stoi nie jest tu odpowiednie, ona właściwie leży półprzytomna. podchodzi jakiś mężczyzna, bierze ją pod ramię i prowadzi.. idziesz za nimi, musisz, on ją rozbiera, ona krzyczy. odwracasz głowę w bok. właśnie obok ciebie przebiegł jakiś małolat, wyrwał z ręki staruszce portfel. a ty znów odwracasz głowę. a ty znów odwracasz głowę. o, to pewnie pijak. a ty znów odwracasz głowę. a ty znów odwracasz głowę. ten mężczyzna miał zawał serca. a ty znów odwracasz głowę. kochająca się rodzina zapewne, tylko dlaczego ta kobieta ma siniaki pod oczami. a ty znów odwracasz głowę. pewnie uderzyła się w szafkę. a ty znów odwracasz głowę.

[ próbuję jeszcze czasem wierzyć, że nie jest tak źle, że wszystko da się naprawić, że problem nie może leżeć w ludziach. czy każde wynaturzenie jest skutkiem.. no właśnie, czego? nadmiaru amerykańskich filmów? gier komputerowych? problemów w domu? a jeżeli problemów w domu to dlaczego wylanych na społeczeństwo i niewinnych ludzi, bądź co bądź? spaczona psychika.. no tak, połowa ludzi ma spaczoną psychikę do tego stopnia?
ja sama niekoniecznie mam odpowiednio ułożone w głowie, ale to nie znaczy, że powinnam wyjść na ulicę i zabawić się w czarno-biały film z błyszczącym nożem w ręku. ]

nie zrobiłeś nic, ja też, i on, i ona, i oni. czy w momencie śmierci, gdy ostatnim zapachem w nozdrzach jest zapach prochu, możesz zrobić cokolwiek prócz zamknięcia bądź otwarcia oczu? zdążysz z czymś innym?
-może z szybkim naprawieniem świata. -cudowny idealizm.
i po co ten nieustanny, bezgraniczny żal do wszystkich możliwych bogów?


a każdy stwórca okazuje się być cynicznym dupkiem.

11 maja 2008

7.

zauważyłam, że
wszystkim facetom mojego życia wyczerpały się baterie.

dziękujemy serdecznie za udział w programie.

30 kwietnia 2008

6.

pamiętam wieczór, gdy z kubkiem herbaty z mlekiem i cynamonem w jednej dłoni, a pilotem w drugiej, przełączałam sennie kanały. ukryłam przed stanami lękowymi całą siebie pod kołdrą. zadzwonił telefon, przerwałam swoje dotychczasowe zajęcie i wdałam w rozmowę. może nagle dla mojego rozmówcy, a może dla siebie, a może i nie.. zamilkłam z oczami wlepionymi w ekran telewizora. odłożyłam słuchawkę.
pamiętam jak dziś obraz Czeczeńców, ich domów, rosyjskich żołnierzy, karabinów, wybuchów, zgwałconych kobiet, powieszonych albo rozstrzelonych dzieci, legowisk w piwnicach, tysięcy zmęczonych oczu,..
pamiętam, że bardzo długo płakałam. płakałam i nadal płaczę nad tą pierdoloną grą świata w domino. nie-rozumiejąc.


nienawidzę siebie, gdy rozbijają się na miliony
kawałeczków wszystkie moje pieprzone wizje i ideały.

‘zapalam świeczkę za
Ruandę i Liban, Sudan, Czeczenię, Afganistan i Irak.’

28 kwietnia 2008

5.

  taki cichy wieczór.
trochę szumu pracy laptopa i odgłos myśli odbijających się od ścian. trzy przyciski odpowiedzialne za dalszą część wieczoru. niebieski, czerwony, czarny, czerwony, niebieski. proszę, daj się chwilę zastanowić. łeb pęka od tysiąca stu głosów szepczących, krzyczących, mówiących o, do, z. po prostu przestań. szklanka zimnej wody wysoko zmineralizowanej i trzy tabletki. pomimo zabiegu przeciwbólowego płaszczyzna dywanu zachęcająco ściąga do siebie. tylko bez takich, pobite gary, daj spokój. chociaż chwilę wytchnienia w tym całym zaduchu bez otwartych okien. a co, wyfruniesz? jakoś tak ogromne przestrzenie nie wydają się teraz przyjazne. a tysiąc sto głosów nie odchodzi, nie mija, wręcz przeciwnie, jak gdyby rosły w siłę przy pomocy lekarstw. lekarstwo na ból czy lekarstwo z bólem?
.
nie wsiądziesz w samochód z rozsuwanym dachem, czerwonym obiciem i drewnianą kierownicą. nie wsiądziesz i nie uciekniesz zwiększając obroty. nie zdobędziesz pustyń, czy kolorowych bilbordów wielkich miast. zamiast tego walcz. z nasileniem zakleszczających się ścian. byłoby lepiej i wygodniej ukryć się przed światem w cieniu wszystkich stolic całej ziemi. ale przed tym zatrzymają cię te trzy przyciski. ‘prawdziwy saper myli się tylko raz’ . nie chcesz się pomylić.
nie chcesz też trwać w tym tak samo jak my. uwolnij się nim obdarują cię plakietką, ostemplują i nadadzą numer seryjny. nie daj się wepchnąć na tę taśmę produkcyjną. wsłuchaj się, człowieku, w rytm pulsujących głów i run, forest, run!

-powiedział, że gdy myśli o rozmowie z kimś inteligentnym..
-mylił się.

kilka rozmyślań w porze drugiego śniadania, w czasie gdy brak kofeiny daje się we znaki.

pozdrawiam,
o.

ps. jeśli możesz, włacz sobie dżem ‘paw’ , pomyśl przez chwilę.

19 kwietnia 2008

4.

jak często powracają do Ciebie wspomnienia?
przemykają przez zakamarki umysłu sporadycznie wywołując uśmiech czy zawładnęły Twoje życie tęsknotą do dawnych chwil?

‘kto jest kimś, kto jest nikim, a kto został sobą?’ 

13 kwietnia 2008

3.

zastanawia mnie, czy ludzie tak naprawdę potrafią się cieszyć ze świata. mam wrażenie, że tylko tak się mówi, by nie odbiegać od trendów przyjętych przez współczesnych filozofów. w tym wymiarze wypada ubierać się wyzywająco, ekstrawagancko, zgodnie ze stronami najmodniejszych magazynów. wypada być wiecznie uśmiechniętym i na pytanie o samopoczucie odpowiadać ‘ajm fajn, tenk ju’. wypada na śniadanie wypijać szklankę soku grejfrutowego, na obiad zjeść marchewkę, a o kolacji nawet nie wspominać. nie wypada natomiast rozmawiać o seksie, sytuacji finansowej, problemach egzystencji. nie wypada poszukiwać własnej drogi w życiu, ale trzeba iść tą najbardziej obleganą. nie wypada siadać na krawężniku, schodach czy chodniku, przecież są ławki. nie wypada zrywać polnych kwiatów, założono kwiaciarnie. nie wypada siorbać przy obiedzie, mlaskać na bankiecie. są miliony narzuconych zachowań i jeśli którychś nie przestrzegasz, jesteś zrzucony na drugi tor, jesteś gorszy. dlaczego, pytam się, dlaczego.
mimo to każdy twierdzi, że walczy z systemem. och, bulszit.
             ‘.. inny niż wy bo mam prawdziwego ducha.’
zwróciłam dziś uwagę na wysoki blok, dziesięciopiętrowy budynek z wielkiej płyty. na każdym piętrze było około dwudziestu okien co daje dwieście dwadzieścia łącznie. średnio co piąte było uchylone, a co dwudzieste szóste otwarte. ale słońce odbijało się tylko w trzech na najwyższej kondygnacji. te trzy okna sprawiły, że cały blok nabrał jakiegoś wyrazu, nie był taki szary i nijaki. rozświetlił się, a ja poczułam dziwny spokój.

     kasztanowiec zakwitł, witam Cię, Pani Wiosno,
                       dziękuję za te przepiękne pąki.

9 kwietnia 2008

2.

to tylko świat.
‘..but what is the right answer? there's no answer. there's just life.’
-mówisz?
nawet bierny obserwator cudzych żyć, niespełnionych zakopanych marzeń i miliardów pretensji, wierzy, że to nie jest, nie bywa złe. że każdy cień przy schodach może skrywać niespodziankę, nie bezustanny strach. poddaje się codziennym zastrzykom nadziei raz w lewe, raz w prawe przedramię, by nie staczać się swoją obraną drogą, a dumnie nią kroczyć.
-ja?
ja mijam nawet tych, którzy piętnaście razy przedawkowali rzeczywistość. skończyłam z zamykaniem oczu, kupiłam sobie na wyprzedaży dystans za dziesięć złotych i daję radę. czasami może nie. skreślić! a wiesz, najlepsze jest to, że nauczyłam się oszukiwać i już nie przegrywam z losem w karty. idę. przed. siebie.
..bez palenia mostów.
i myślę sobie, że spójrz jak szybko dookoła się zmienia wszystko. wśród dawnych ścian państwowych instytucji edukacyjnych, odtwarzam głosy, które w sobie te ściany zatrzymały. ta dziewczyna, co kończyła szkołę z pięć kropka zero, dorabia przy drogach szybkiego ruchu plując sobie w brodę, że polubiła alkohol. a tamten chłopak ze spuszczoną głową, co stoi pod ścianą? jest teraz jednym z tych niepoważnym lekarzy, którzy przed dużą kolejką pacjentów uciekają przez okno. niektórzy wyjechali za granicę, by więcej tu nie wrócić. inni odkładają grosz do znalezionej złotówki, śniąc o lepszym życiu.
mawiali - ‘gdy będę bogaty..’, zatracili się w wyścigu szczurów.
przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo, tak? owszem, nie powiedział też, że będzie tak trudno. tego trzeba było się domyślić oglądając wilka i zająca na czarno-białym telewizorze, w pokoju z nieszczelnymi oknami i octem w lodówce z peweksu.
-ja?
ja jadąc pociągiem szukam miejsca, gdzie nie będę musiała dawkować sobie życia tylko dlatego, że ktoś zaśpiewał ‘nobody said it was easy’. oglądam te twarze mrużąc oczy, bojąc się, że wiedzą i widzą. proszę, zatrzymaj złudzenia?
typowanie totolotka zwiększa twoją szansę na miłość! kup szampon, a wygrasz własną firmę! niedobra margaryna? to nic, znajdziemy ci rodzinę, tylko kup margarynę.
nie szastam na hasła reklamowe banknotami, kupuję tylko dystans za dziesięć złotych, raz w miesiącu. działa. kwestia psychiki.
                głupia rozkminka, tak?
                zlepek niepoukładanych myśli, tak?
                pytasz. odpowiadam.
a w głowie plączą się:
                                   ‘wszystko co powiesz
                                    może zostać użyte
                                    przeciwko tobie.’
                                                              amen.

8 kwietnia 2008

1.

siadywaliśmy czasem na ławce późną nocą i marzyliśmy o gwiazdach. marzyliśmy o dniu, w którym znajdziemy się w tej bezkresnej przestrzeni utkanej migocącymi punktami. świat złożony z idealizmu, marzeń i górnolotnych planów był naszym światem, zapisanym na kartach historii złotymi literami.
     a przynajmniej tak nam się wydawało,
     a przynajmniej tego chcieliśmy.
nie było rzeczy niemożliwych, pisywaliśmy na murach ‘mogę wszystko!
, śmialiśmy się w twarz ludziom dorosłym, którzy sceptycznie przyglądali się naszemu zachowaniu. a tak często bywało, że ci dojrzalsi, starsi, Ludzie-Małej-Wiary-Dłużej-Żyjący-Przeżyliśmy-Wszystko próbowali za wszelką cenę ściągnąć nas z piedestału i wetknąć głową w ziemię. mawiali z prochu powstałeś - w proch się obrócisz, a my wystawialiśmy w ich stronę drwiące, a zarazem niewinne języki i krzyczeliśmy ‘zobaczycie jeszcze!’. tak długo jak tylko wierzyliśmy, ogrywaliśmy los w karty, tak szybciej i mocniej, bardziej, więcej.. rośliśmy w siłę. istniała między nami niewypowiedziana przysięga, że póki razem zawsze damy radę, że tylko musimy razem, a zdobędziemy szczyty świata. przyszłość stała otworem, nie istniały kłódki i zamki nie do otwarcia. bywało tak pięknie i nierealnie, że aż trudno było w to uwierzyć. 
za to wiedzieliśmy, że to nam przypadło zadanie 
zmienić świat’, i chcieliśmy się tego podjąć.
         ..
       bum!
         ..
i kto to wie czy tak naprawdę był to odgłos rozrywanych powiek rano, pękającej bańki mydlanej, fortepianu walącego nam się na głowy czy może był to siarczysty policzek wymierzony w celu otrzeźwienia.. ja nie wiem co to konkretnie było. wiem za to, że zwężyło nam źrenice, osłabiło słuch i węch, odebrało poczucie smaku. może nawet ubyło nam szarych komórek, które nie ograniczały nas do czarnego i białego, a przedstawiały odcienie szarości, nawet kolory. wiem, że zaczęliśmy się od siebie oddalać, przestaliśmy mówić o świecie, do świata, ze światem. zaczęliśmy śladem tych-wszystkowiedzących-ludzi dążyć do powiększania stanu posiadania. rano wstajemy, dzień rozpoczynamy od kawy z papierosem, później idziemy ze wzrokiem wlepionym w chodnik. nie wiem czy rozumiesz, ale przestaliśmy patrzeć w niebo, bo zniknęła nadzieja zobaczenia tam swojego odbicia. utkwiliśmy w pieprzonej windzie ku normalności i zwyczajności. okropne, prawda?
      tak żyjecie Wy,
a my przestaliśmy być dziećmi własnej rewolucji.
           przecież nawet napisy na murach zbledną lub zostaną
                                                                                 zamalowane.



                                                ..a może kiedyś gdy łatwiej będzie
                                                               zacząć na nowo?
                                        -ale po co?
                                        -znów?
                                        -jest dobrze.
                                        -dziękuję, przepraszam, proszę.