2 listopada 2012

1*

-No tak, bo ty sobie po prostu myślisz, że jakoś to będzie, może się jakoś ułoży. - powiedział nakładając kurtkę, nawet nie patrząc w moją stronę.
-Jezu, tato, co ja mam ci powiedzieć? Że to nie jest tak?
(..jest dokładnie tak jak myślisz, jakoś się ułoży, jakoś to będzie..)
-Mogłabyś zwyczajnie powiedzieć prawdę.

Robimy zakupy, chodzę, szukam, gdzie ten kuskus, po co jej kuskus w ogóle, goście będą czy o co chodzi, nie lubię tego pierwszego listopada, to przez tych gości, obiady, takie to patetyczne wszystko. Odwracam się, bo chcę coś do niego powiedzieć, a jego nie ma za moimi plecami, znów wychodzę na upośledzoną, no, znów gadam do siebie. Typ się obok mnie zaśmiał. Szukam teraz nie kuskusu, a jego, ej, tato, andrzej, gdzie ty? No tak, koledzy, spotkał kolegów. No to jeśli dzisiaj zacznę pić to mogę w niedzielę skończyć, śmieje się, oni też, haha, zabawne. To co za pół godziny u Szczoty?, -tak, będziesz? -będę, -ja też, a ty?, -no to i ja. Kończymy zakupy i wychodzimy, podrzucę go do baru, a sama pojadę do domu, ogarnę coś na wieczór, wyszłabym gdzieś, nie wytrzymam w domu. Jadę samochodem i cały czas słyszę w bani te jego słowa, po co on to mówił w ogóle. Zakręt, światła, stop, gaz, dwójka, trójka, redukcja, rondo, zjazd, gaz, szybko, szybciej, jadę. Podjeżdżam pod dom, kuźwa, jaką mam ochotę na wódkę, jak ja bym się napiła, wyłączyła, no żesz. Rzucam kurtkę na pianino, idę do kuchni i wstawiam wodę. Kawa, mleko, już za późno na kawę, ale co tam. Damn, posłodziłam, idiotka, przecież nie słodzę, przecież już nawet nie lubię słodzonej, no i po co. Puszczam muzykę i chciałabym skręcić lonta, upaliłabym się i napiła wódki, dzisiaj, zaraz. Tymczasem piję kawę i myślę o tym co powiedział, znów miał rację, czemu on, do cholery, zawsze ma rację, czemu trafia w sedno. A ja udaję, że jest wszystko w porządku, cieszę japę, dzień dobry do widzenia takie bla bla bla wszystko spoko no po staremu co ty gadasz serio. Wyciągam telefon, piwo dziś może?, okej chętnie odezwę się. Biorę laptopa i siadam przy kominku, odpalam fajka i gapię się w monitor, a dym wydmuchuję w wywiew, bo przecież będzie śmierdziało na chacie, a nie może, bo on nie palił dziś w domu. No to włączam oczyszczanie powietrza, kończę papierosa i wrzucam go głęboko do kosza. Okej chętnie odezwę się, no to biorę telefon i idę na górę, idę pod prysznic, trzeba się ogarnąć, już przed siódmą.

-Siemano, bejbi, ty w domu, przyjechałaś już, wychodzimy gdzieś może, pijemy dziś? - słyszę w słuchawce i od razu się uśmiecham.
-Siema siema, no jestem, w myślach mi czytasz, akurat miałam do ciebie klikać.
-No proste, że czytam, zawsze. M. się odzywała do mnie, ogarnij Ł. i resztę, powinni już być, to może u niego zrobimy najpierw jakąś wódeczkę na odwagę i ruszymy w miasto?
-Wódka na odwagę, bez kitu, tego dziś chciałam. No nie mam pytań, M. To ja ogarnę chłopaków, podzwonię zaraz i dam ci znać co na rzeczy.
-Dobra, ja już na jamie, więc od razu bym podbił, to dawaj na tarasy i ogarniemy temat.
-Okej, zaraz do ciebie oddzwonię. - odkładam telefon i wbiegam na górę suszyć włosy. Alkohol, środa, w końcu.

Co to za klub, co to za miejsce, ja dobrze nie pamiętam, łuhuu.


Budzę się rano, wody, moja głowa, co, na cmentarz, o nie, ale że co się wczoraj działo?