9 listopada 2009

38.

po raz kolejny zauważyłam potwierdzenie życiowej jak cholera, teorii 'półki w księgarni'. i nie mów mi, Człowieku, że nie zgadza się to z rzeczywistością. składałam myśli i wizje przyszłego, brand new life na bardzo zaludnionej wyspie, z dala od tej koncepcji. jednak ani lata, ani nowe znajomości nie odbiegają od pieprzonej księgarni w żadną z możliwych stron. wchodzisz nadal, patrzysz przed siebie, sięgasz po książkę, która albo ma intrygujący tytuł, albo interesującą oprawę. wchodzisz, bierzech, wychodzisz. czyli wchodzicie, bierzecie i wychodzicie. magazyn zdecydowanie ssie, przecież nikt inny jak sam ekspedient tam nie zagląda. a jako, że nie pobierali ode mnie czynszu znów trafiłam do pieprzonego magazynu. wyrywanie kartek, niszczenie okładki, zaginanie rogów źle wpływa na całokształt i atrakcyjność reklamowanego przedmiotu. całkiem jakby w tytule pozycji literackiej widniało jedno słowo - 'spierdalaj'. szukaj w katalogu imiennym pod 'chuj ci do tego'. przeciekawa sprawa, tylko, że nie z perspektywy zakurzonego kawałka drewna. i wiesz, nie zapowiadają się rychłe wiosenne porządki.
***
zaczęłam biec. razem z całym tłumem wciąż gdzieś się śpieszę, po coś gonię, z jakiegoś powodu nie łapię oddechu. moje drogi oddechowe karmią się jedynie dymem z nikotyną. taki głupi parowóz ze mnie. ej, autobus mi ucieknie. ej, muszę to załatwić. ej, zaraz mi to zamkną. taktem życia już nie jest 'na dwa', a 'na cztery'. bardzo zaludniona wyspa wciąga każdego w swój własny rytm i tym sposobem te 'każdy' tyka zupełnie jak ona. grunt to zdolności przystosowawcze. chciałam wyspy, nie chciałam narzuconego rytmu. nie chciałam poczucia, że doba ma za mało godzin, tydzień ma mało dni, a łikend jest urwanym cholernym zachłyśnięciem wódką i pobytem w Izbie Wytrzeźwień. tu, wiesz, nawet kwiaty pachną mniej intensywnie, woda jest mniej delikatna, a powietrze mniej powietrzem. stąd też moje poszukiwanie, chociaż krótkiej, przerwy na życie i możliwość włączenia opcji 'slowly'. gdzieś w tym wszystkim zatraciłam siebie, swoje przemyślenia, słowa - 'ja' i 'wy'. pozostało szeroko pojęte to i tamto. czyli - wyczytaj w tym chęć krótkiego powrotu do życia w siedemnastotysięcznym mieście z kodem pocztowym zaczynającym się od tej samej liczby. chwila na siebie i chwila zapomnienia.
zasadniczo martwi mnie to, że już poczułam, iż nie potrzebuję tej szerokiej formy słowa 'wy'. funkcjonowanie jednostki w społeczeństwie jest nadal funkcjonowaniem samej jednostki. przyjeb mi po twarzy, ale wiedz, że nie wpłyniesz tym na moje aktualne widzenie świata i relacji interpersonalnych. się zmienia, się zmieniają, powiew powietrza jest dobry.
tęsknię do beztroskiego zauważania mikrokosmosu oczami szesnastoletniego dziecka z połową zwoja w mózgu. aktualne zwiększenie prędkości ograniczyło półkule mózgowe, pomimo ich większej zawartości. krajowy krótki odcinek autostrady zachęcający do szybkiej i brawurowej jazdy, ostatecznie i tak kończy się wsiową dwupasmówką z dziurami charakterystycznymi powierzchni księżyca. a odezwa do wszystkich bogów kończy się szyderczym napisem na kopercie. 'whatever'. nie zmienia to podejścia, że każdy bóg jest cynicznym dupkiem. cyniczny dupek i tak kiedyś udławi się swą dzienną dawką cynizmu w formie płynnej. cheers! końcem świata niech się martwią władze zwierzchnie. w końcu kto będzie płacił podatki?

okno na świat pierdolnęło
przy głośniejszym basie
i nie umożliwiło poskładania
się w jedną całość ;
pieprzone puzzle.

14 października 2009

37.

oglądałam dziś najpiękniejszy zachód słońca, tu, w Warszawie. najpiękniejszy z najpiękniejszych.

_
a teraz patrzę na chmury, które przypominają mi te z bajek Walta Disney'a, chmury o regularnych kształtach, idealnej barwie, napędzane wiatrem. i wiesz, w tym wszystkim staram się ogarnąć w głowie te studia.

spokojniej, spokojniej.

7 września 2009

36.

jeśli mówię, że to moja piaskownica i moje zabawki to tak właśnie jest. i dopóki nie zapraszam do wspólnej zabawy, nie pchaj się na mój teren z własnym przybytkiem, ponieważ tego najwidoczniej sobie nie życzę. sama potrafię zrobić babki i dokopać się do czarnej ziemi. sztukę otrzepania z piasku i umycia rączek również opanowałam. dlatego też broniąc swojej przestrzeni - dobiegam do bramy w dwie sekundy, a Ty? jak długo będziesz się ewakuować?
*
nie potrzebuję niczego ponad to, co aktualnie mam, mam w sobie. część zewnętrzna przestała być interesująca w chwili, w której przestała grać moją ulubioną melodię i skończyło się migotanie 256tysiącami kolorów. możesz mi nawet zabierać, już mi wcale nie zależy. przecież albo ja odłożę to na półkę, albo to odłoży mnie na półkę. trzy, dwa, jeden.
*
do opanowania w trybie natychmiastowym:
_oszczędzanie,
_zorganizowanie,
_realizowanie,
_kończenie,
_opanowanie;
a potem będzie juz tylko lepiej.

17 sierpnia 2009

35.

_siedząc na oknie i obserwując światła tego miasta, dochodzę do wniosku, że to był dobry rok. [oglądałam chwilę wcześniej zdjęcia, wiesz?] dwanaście miesięcy minęło od tamtej urodzinowej imprezy, po której wiele rzeczy się zmieniło. rzeczy, a nawet ludzi. tamte lato było okresem dni bardzo na plus, udanych wyjazdów, zajebistych momentów. te lato nie przyniosło ze sobą czegoś takiego, stwierdzam to już, chociaż się dla mnie jeszcze nie skończyło. chciałabym przy myśli o wakacjach`09 widzieć coś niepowtarzalnego, a nie sklepowe półki pięć na siedem i litry alkoholu w łikendy. dlatego też czekam na wschody i zachody słońca nad morzem, i bardzo nie chcę by te słońce mnie rozczarowało [nie radzę].
_wiesz, to był dobry rok. chciałabym wrócić jeszcze do tych ławek w salach i ławek wieczorową porą. do papierosów palonych w naszych miejscach. do całej beztroski, która była nieograniczona, choć mówili, że jej wcale w tym czasie nie poczujesz. do przedłużających się łikendów, gdy pisało się w wiadomości słowa `pierdolęnieidę. do picia wódki w małym gronie, i słów towarzyszących tej wódce. a nawet do stresu na tydzień przed, w trakcie, by po ewidentnie stwierdzić, że to cała bzdura. do przetańczonych nocy, tych w kolorach kiczu, tych na balkonach i tych od stu dni bifor. do wielu rozmów dniami, nocami, ustami i palcami. do deszczów meteorytów. was.
_móc wracać do tych chwil, za każdym razem, gdy się stwierdzi, że coś poszło nie tak. i w czyn wprowadzić słowa `chwilo, proszę, bądź wieczna!.
_cała ta chęć powrotów jest spowodowana myślą, że wygrany w loterii los na lepsze życie okaże się fejkiem. myślą, jakimś strachem. a przecież wyjścia awaryjnego może już nigdy nie będzie.

a pamiętasz jak siedzieliśmy na ławce pod blokiem i powiedziałam, że chciałabym policzyć te wszystkie gwiazdy ?
a pamiętasz, patrzyłeś na mnie przez długą chwilę w taki sposób, że miałam wrażenie, iż zatrzymałeś czas ?
to dobrze, zawsze pamiętaj.

4 sierpnia 2009

34.

naprawdę chciałabym nie wypowiadać, nawet w głowie, zdania:
cholernie się wszystko zmienia.


obiecaj, że wyjdzie na dobre!

16 lipca 2009

33.

cześć Świecie,
stajesz się piękniejszy każdego dnia, pomimo nowych wciąż informacji i wiadomości z wydarzeń aktualnych. każdego dnia wstając rano się uśmiecham, i nie widzę już tych problemów, którymi mogłabym się zadręczać jeszcze miesiąc temu. i dzięki Ci za spełnienie moich małych celów, bo przecież to miało być zapewnieniem, że będzie już tylko dobrze. a wszystko się układa, wszystko jest na swoim miejscu. i wszystko będzie najlepsze po zakupieniu biletu w jedną stronę, biletu do pięknego życia, docelowego. i nie musisz ze mną iść, Człowieku, wybrałam sama.
może żyję fartem i z fartem,
ale daj mi miliardy nawet -

- nie oddam go.


_

swoją drogą cieszę się, że są jeszcze w moim życiu ludzie, którzy chcą i potrafią spierdolić wszystko, co dla mnie ważne. cieszę się niesamowicie, bo wtedy muszę zaczynać od nowa, a początki mimo, iż trudne, zawsze przynoszą coś dobrego.

żyję dla takich chwil!

10 czerwca 2009

32.

powiedziała mi dziś, że tak nie można, gdy rzuciłam w podłogę słowami niewystarczająca, zła, nie umiem. powiedziała mi dziś, że nie można być ciągle na trybie wyłączenia. przelała trochę uczuć, subtelnie kopiąc w tyłek.
próbowałam przeanalizować w ciągu tych paru sekund całą tę sytuację, zachowania, szczelną i sterylną otoczkę. nie wyszła jednak ani ta analiza, ani interpretacja, jedynie nasunął się jeden wniosek zamykający akt. chciałabym zmienić siebie tak, aby nie dokładać negatywów do małych światów bliskich ludzi. w eter kiedyś padło zdanie - zmieniaj świat od siebie. tylko czy nie jest egoistyczną myśl, iż ogół może być zależny od ciebie?
_
fakt, iż przyszedł czas kiedy mogę ze spokojem wcisnąć _on, bardzo mnie cieszy. to, że znów można powrócić do pełnowymiarowego życia. i chociażby tak jak dziś korzystać wpierw ze słońca, by tańczyć w deszczu, chwytać krople, obserwować pioruny. zachwycać się burzą. właśnie to.
są rzeczy, miejsca, chwile, które nawet trochę ujęte w słowa, nigdy nie będą mogły zostać odtworzone po raz kolejny. wklejasz je w siebie.
a teraz zastanawiam się tylko nad tym, jak daleko mi do Szczęścia-Na-Pełnym-Etacie. te przypięte do chwil zapisuję w pamięci.
gdybyś jeszcze bywał też.

muzyka emocjonalna?

3 czerwca 2009

31.

chcesz coś wiedzieć? tak? to słuchaj.

nie walczę. w momencie, gdy coś idzie nie tak - nie walczę. wydawałoby się, że skoro nie zabiegam o to coś, musi być to rzecz niezbyt znacząca. error. właśnie o najważniejsze, najbardziej potrzebne, najistotniejsze rzeczy w moim życiu potrafię nie walczyć. może jest to spowodowane tym, iż boli fakt, że nie idzie po mojej myśli. a wiesz, mogę kłócić się o pierdoły, idiotyzmy, ale jeśli przyjdzie własnie ten moment, w którym słyszę słowo `nie, siadam, odwracam głowę, wciskam off.

i jakby to.. _turn the visuals: off.

/z cyklu: 20godzinny sen,
gdy zastanawiam się czy jest w ogóle teraz./

15 kwietnia 2009

30.

znów poczułam jak się żyje,
tymczasem? przełącz mnie na tryb_rób, życie zostawmy na później.


między pomiędzy gdzieś.

kasztanowiec mi zakwitł!

29 marca 2009

29.

bez puenty, bez większego sensu, bez koncepcji dzisiejszych myśli.

czasem płaczę w niedzielne popołudnia, może dlatego, że cholernie nie lubię niedzielnych, szarych popołudni, a może dlatego, że czuję się wtedy jakaś sama, że zawsze wszystko kumuluje się właśnie w niedzielę. to tak jakby nazwa tego dnia przyciągała ogół tego, co może nie wyjść, co nie wychodzi, co jest po prostu do dupy. dlatego też pewnie płaczę. płaczę prawdopodobnie też z powodu zbliżającego się okresu, który zawsze przynosi ze sobą tak zwane `smutne dni. i stąd właśnie witamy w sezonie pierwszym odcinku czwartym pod wdzięcznym tytułem niebo wali mi się na łeb.
co do tego płakania jeszcze, jest muzyka, która wpływa na to, że jeszcze bardziej chce mi się ryczeć, że jeszcze bardziej mi smutno i źle. piękna muzyka, no, jak cholera piękna, uwielbiam wokal, dźwięki, tekst. bez określenia rodzaju, bez podawania konkretów, na niedzielę to, na wtorek inne. ale dozuję, bo przecież wtedy właśnie ryczę.
i tak właśnie wygląda niedzielne popołudnie. przysłonięte zasłony, koc, sweter, cappucino, starsailor i ja. co robię?
-i'm fine, thank's, how are you?

15 marca 2009

28.

gdybyś chciał zapytać co siedzi w mojej głowie, prawdopodobnie odpowiedziałam najszczerzej jak tylko potrafię. -nie wiem.
drugą noc śnią mi się morderstwa, krew, wojna, płacz, krzyk, ucieczki, chaos przez największe ce-ha. starannie poukładać to wszystko byłoby najlepiej, jednak jakoś nie po drodze mi z tym jednak. i wiesz co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? że ja budzę się jednego poranka z mokrym policzkiem, bo właśnie nie po trafię ułożyć tego w całość, a drugiego poranka chcę odtworzyć to jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze.. masakra i terror, odgrywam w tym ważną rolę, ty też, ostatecznie szukam jakiegoś ramienia, znajdując jedynie zimną ścianę zabierającą moje powietrze.
moje.

później siadam na łóżku, w rękach trzymam kubek z cappucino, chwytam dźwięki i jak zwykle stwierdzam, że chciałabym tak bardzo chcieć jak nie chcę. zamykam oczy.
czarno i gwiazdy.

2 marca 2009

27.

chciałabym być kiedyś cholernie szczęśliwa. [Oni też.]
tak, wiem, każdy by chciał. już teraz jestem człowiekiem, który ma wszystko, czego ktokolwiek na tym etapie życia potrzebuje. Rodzinę, Przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, dach nad głową, rozum, serce i Dobry-Własny-Świat wokoło. jest tego naprawdę dużo, wiele, a nawet więcej, mimo to głupia chęć i pragnienia, by.. more, more, more. mentalność?
nie tkwię w zamkniętym zakładzie, gdzie Słońce rzadko się pojawia, gdzie trudno o szczery uśmiech patrząc z góry. nie tkwię w ścianach, które zapisały tyle krzyku, łez, smutku, żalu. ścianach, które chciałoby się nazwać bezwonnymi, lecz się nie da. On tkwi. jedno dziecko z wielu, które nie mają szansy na dobre zakończenia. dwa budynki, rząd drzew przy podjeździe, mały plac zabaw, dookoła las. przekroczenie bramy przyspiesza bicie serca, wywołuje dziwny strach, bo przecież tak blisko, a nie wydawałoby się, że. łatwiej w nieświadomości.. takie miejsce sprawia, że drobna rzecz może wywołać trzęsienie ziemi. czasem trzęsienia ziemi niosą ze sobą ciepło promieniujące w środku, czasem niszczą wszelkie uczucia. jak dziwnie przemieszane myśli potrafią się zagnieździć przy najmniejszej nawet styczności z taką rzeczywistością. przecież to niesprawiedliwe, gdzie się zgubił w tym wszystkim sensowny podział dla wszystkich. bo czy w takim razie trzeba płacić komuś za to, by dostało się tego trochę więcej, szczęścia/miłości/bezpieczeństwa, niż mieści się w malutkiej garści?
wczesna jesień, chłodny wieczór, dwie postacie idące wzdłuż leśnej drogi, przed siebie, byle najdalej, szybciej, ku. strach czy wiara.
pewnie do tej pory nie zdawałabym sobie sprawy z tego.

wiesz w ogóle jak piękny uśmiech może nieść ze sobą tabliczka czekolady? wiesz w ogóle, że może tkwić w niej też Nadzieja?


_this is human..

10 lutego 2009

26.

-na chuj było te kupowanie dystansu za 10zł na bazarze?
tak, tak, do Ciebie mówię. przestań się tępo patrzeć. do Ciebie, ejj, Ty! no, się lampka zapaliła - gratulacje. skończ popijanie tej kawy i podejdź do okna. musimy pogadać. coś najlepszego żeś zrobił, człowieku? siedzisz w tych czterech ścianach, pijesz kawę, palisz fajki, czasem się napijesz wódki, a czasem piwa. /wpadłbym poniszczyć się z wami, ale./ no tak, momentami nawet się uczysz albo coś czytasz, oglądasz. dobrze. a co masz z tego? prócz bólu głowy i bezsennych nocy przemieszanych z kacem, moralnym kacem też? wszystko co robisz jest przeciętne, człowieku, niewystarczające, nie na tyle dobre, by coś z tego Ci przyszło, zostało, zaprocentowało. łapiesz w ogóle do czego nawiązuję? może i łapiesz, oczy się Tobie rozbiegają, chyba rozkminiasz. prawdopodobnie też nie na tyle intensywnie, by później zmienić pokrętło z 'normal' na 'hard'. odpal i mnie tego fajka, skoro już wyciągasz paczkę. o nie, nie, nie, nie częstuj, podpal, przecież wiem, że nie chcesz, bo Cię wkurwiam. bywa, prawda boli, myślenie też, czekają Cię jutro zakwasy na mózgu.. ale wracając - weź się w garść w końcu! ogarnij czy jakkolwiek to teraz sensownie nazwać. bo gówno Ty będziesz miał z marzeń, planów i perspektyw. nikt tego za Ciebie nie zrobi. dobrze, już dobrze, ja wiem, że Ty o tym wiesz, wiem. tylko, że standardowo - nic z tego. przecież też się niczym nie wyróżniasz, bez pasji, większych zainteresowań, opcji `i'm good at..'. trzeba było, kurwa, zbierać znaczki do klaserów, a to nie, nie, fajny rower, mamo, o, piaskownica! już Ci nie wjeżdżam na dzieciństwo. no dobra, okej, masz jakichś ludzi przy sobie - super - masz z kim pogadać i się spotkać. w sumie zabawne, bo gadasz ze mną gdy Cię najdą jakieś myśli, o ironio. pamiętam jak mówiłeś, człowieku, że lubisz swoje życie. cieszę się, no tak, nie gap się podejrzliwie, cieszę, serio. bo póki co nie jest Tobie tak trudno, a nawet jeśli to jakoś dajesz radę. licz na siebie, czasem trzeba, albo tylko czasem trzeba liczyć na innych. reasumując - weź się za siebie i za to, za co wziąć się powinieneś. dystans do świata to właściwie do chuja Tobie potrzebny, i tak podróbka.
_posiedzę na oknie jeszcze.
bo wiesz. lubię Twój pokój, cichy jazz tutaj i cynamonowy tytoń.

`chodź, kochanie, posłuchamy jak oddycha wszechświat.

2 lutego 2009

25.

chciałabym się zakochać.
wcale nie na śmierć i życie, do grobowej deski, wieczność-przy-tobie-z-tobą. nie. chciałabym się tak delikatnie zakochać. tkwić w zakochaniu przepełnionym spontanicznością i ciągłym poznawaniem drugiej osoby. myślę, że to miłe, gdy możesz po jakimś czasie stwierdzić `znasz mnie na wylot, chociaż nie będzie to stuprocentową prawdą. owszem, interesuje mnie stan, w którym moim statusem będzie `30cm ponad chodnikami. chciałabym budzić się rano i odczytywać smsa 'na dzień dobry', odpisywać, pisać pierwsza. przed snem zadzwonić pod właściwy numer, by usłyszeć ciepłe słowa. dzielić się myślami lub wydarzeniami. wiedzieć kto będzie pierwszą osobą, która musi się o tym dowiedzieć, gdy te coś się stanie. czuć dotyk wzdłuż kręgosłupa i drugą dłoń w swej dłoni. całować nadgarstki, opuszki palców, całować i być całowaną. chciałabym oglądać filmy wieczorami przy ogniu z kominka. i mieć tę pewność, że cokolwiek lub gdziekolwiek to będzie, pojawi się, przytuli i naiwnie zapewni, że would be okay. wtedy nie byłyby potrzebne lody waniliowe ani głośna muzyka. a można by nawet wszystkie nałogi zostawić za sobą, bo byłoby dla kogo.
chciałabym mieć przy sobie kogoś, kogo nie będzie śmieszyło moje zauroczenie widokiem z mostu Świętokrzyskiego. Kogoś, kto będzie patrzył na to tak samo jak ja. Kogoś, przy kim macchiato będzie smakowało jeszcze lepiej. a muzyka będzie grać i grać, i grać.
ta świadomość, że uśmiechasz się dla Kogoś, i do. czasem topić się w oczach.
dlatego też - opowiedz mi na początek o swoim dzieciństwie.
włącz dobry film i otwórz czerwone wino.


chciałabym się zakochać, wiesz?
jutro.


_
nie lubię, gdy przestaję ufać.

12 stycznia 2009

24.

z cyklu: o jak ja się pomyliłam.!
w ten sposób zaczynamy rok dwa tysiące dziewiąty,
a niech się tak po prostu w końcu coś zacznie układać,

proszę.


_
posłuchaj.
nie jestem ładna, nie mam zgrabnego tyłka, długich nóg, pięknych oczu, porcelanowej cery, dobrego rozmiaru, idealnych włosów, ponętnych ust,
nie jestem mądra, nie wiem kto jest premierem polski, co się wydarzyło w 1939r., gdzie leży rosja, jak się pisze gżegżółka, co to układ limfatyczny, którym przyciskiem włącza się komputer, skąd się biorą dzieci, jaka bitwa pod grunwaldem, fajne obrazki są, a jan III sobieski to taka wódka,
nie jestem oczytana, lubię brawo, nie mam pojęcia kto to mickiewicz, nie znam kapuścińskiego, bułhakowa, ‘ulisses’ to chyba telenowela z tvnu,
nie słucham muzyki określanej względnie jako ‘dobra’, pieprzyć mozarta i bacha, zatrzymałam się przy smerfnych hitach dziewięć dziewięć,
moją idolką jest britnej spirs i natalia orejro, ładną lateksową kieckę ostatnio widziałam, wiesz? w przyszłości znajdę ślepego i głuchego, bogatego faceta, nauczę się chodzić w szpilkach i obcas od tych szpilek temu ślepemu-głuchemu-bogatemu facetowi wbiję w oko. uwierzą, gdy przez łzy będę tłumaczyła, że to samobójstwo, co ze mną, gdzie testament.
jestem pusta, w uszach mi gwiżdże.
więc, do cholery, nie mogę być interesująca.

4 stycznia 2009

23.

Nie Daję Rady
_
nie znoszę tych słów,
a tak dobrze mnie teraz opisują.