27 grudnia 2008

22.

cześć,
to znowu ja. chciałam Ci napisać, że jestem ostatnio szczęśliwa. prawdopodobnie chciałabym Ci za to podziękować, wiesz?
czasem jest bardzo trudno poukładać niektóre sprawy, dokończyć czy rozwiązać schematy, wtedy gubi się ostrość i coś zalega, tak w środku, łapiesz? i swego czasu nie potrafiłam zatrybić co dalej i co wciąż. teraz jest tak, że czuję, iż żyję. że ogół wydaje się jakiś taki prosty, chociaż tak naprawdę nie załatwiłam wszystkiego i wiem, że gdyby w tym momencie miało by się cos skończyć nie mogłabym postawić haczyka przy liście rzeczy-pilnie-do-zrobienia. i zobacz, ja tak naprawdę nie chciałam o tym..
_
chciałabym kiedyś umieć to wszystko opisać, wszystko co czuję, co przeżywam. opisać takie dni jak dzisiejszy, wczorajszy, przedwczorajszy, ten sprzed tygodnia i sprzed dwóch lat również. opisać ludzi, których uwielbiam, z którymi dzielę ten czas. by ktoś mógł w przyszłości przeczytać o tym, dowiedzieć się jakie bywało życie, gdy się miało te naście lat. czy Ty wiesz, że są takie miejsca całkiem niedaleko nas, nad Narwią, Bugiem, w środku lasu czy nawet na wsi, gdzie my chodząc po ziemi dotykamy nieba? rozpalamy ogniska, śpiewamy przy dźwiękach gitary, przesiadujemy całymi dniami w emcztery na tarasach, oglądamy deszcz meteorytów leżąc na trawie za miastem, siedzimy razem przy wigilijnym stole. myślisz, że mają tak wszyscy? ja myślę, że nie. i dlatego też chciałabym byś kiedyś pozwolił mi to ubrać w słowa i zapisać złotymi literami.
lubię, bardzo lubię to, co mi dałeś w moim życiu. te życie najbardziej.

czasem chciałabym w Ciebie bezgranicznie wierzyć.
póki co myślę, że fakt, iż piszę do Ciebie jest już pierwszym krokiem. dziękuję.

18 grudnia 2008

21.

-mogłaś się uczyć w Białymstoku. - mówi rodzicielka siedząc naprzeciw. - nie byłoby takich problemów, nie opieraliby się na nazwisku.
-no tak, mamo, ale..

mogłam, dobrze o tym wiem. pierwsze zamiary nauki w innym mieście były wczesną chęcią wyrwania się, z tego miejsca, domu. okres buntu namieszał w głowie i mnie, i rodzinie, może też przypadkowemu otoczeniu. a później pojawili się ludzie, z którymi zaczęłam rozmawiać. potrafiliśmy i potrafimy, choć już rzadziej, rozmawiać ze sobą, nie mówić do siebie, zwyczajnie i nie - rozmawiać. nauczyli jak ufać, podnieśli dobre parę razy z poziomu chodnika, nakopali do dupy i popchnęli do przodu.

tak naprawdę nie wiem gdzie bym teraz była, kim była, jak była i czy w ogóle była, gdyby nie oni. tutaj zupełnie nie trzeba wzniosłych słów, patosu, całej tej górnolotnej otoczki.

nie karmiliśmy się tym.


myślę też, że właśnie ten moment, w którym pojawili się w progu mego życia [nawet dosłownie], byłby punktem zaczepienia w `butterfly effect. dlatego też chodzę po korytarzach tego ogólniaka, nie innego. dlatego też wciąż poznaję interesujących ludzi w mieście, w którym podobno już każdy każdego poznał. dlatego też ułożyłam sobie wstępnie świat, układam go codziennie, i przede wszystkim chcę go układać. a moje marzenia, ideały, wiara, pchają do przodu i zobowiązują do grania z losem w karty.

te miaste lubię głównie za ludzi, których pozwoliło mi poznać. wcale nie za małomiasteczkowość, którą nas tu karmią, nie za widoki, brak perspektyw, ograniczenia wszechogarniające. za tych, którzy się tu urodzili, przyjechali, są, byli, bywają.

za ludzi, którzy wpłynęli na kształtowanie mojej osobowości.


a niech inni narzekają, że taka albo i nie,
tutaj wstaw mój uśmiech i słowo - dzięki.

4 grudnia 2008

20.

hej,

witamy serdecznie grudzień, kokakola wjeżdża w nasze telewizory wraz z mikołajami i otoczką świąt Bożego Narodzenia. prezenty, prezenty, prezenty! - krzyczą dzieci w sklepach filii biedronka, nawet gdy stoją przed pasztetem białostockim. ale kto tak naprawdę nie krzyczał będąc dzieckiem?
_ czy możesz mi kupić prawdziwe szczęście, opakować w zielony papier, zawiązać żółtą wstążką i przyczepić do spadającej gwiazdy? bardzo mi miło, dziękuję, połóż pod poduszką, w końcu za chwilę mikołajki.
.
uśmiecham się, gdy wychodzę z bloku i czuję na policzkach mróz. powietrze pachnie świętami, w słuchawkach nouvelle vague, a dookoła jeszcze nie ma dzikiego pędu, to po prostu grudzień. przemoknięte światła choinkowe, w które przystrojono `centrum tego miasta gasną i zapalają się na przemian, zależnie od natężenia opadów deszczu. ale dlaczego masz nie wierzyć, że to jest związane z twoim mrużeniem oczu? wszystko ma w sobie taki spokój, jakby powiew świeżego powietrza w tym tkwił. przypuszczalnie ma to związek z faktem, iż oddycham, po prostu sobą, i nawet jeśli nie nadążam za światem, nie muszę opłacać przystanków czy egzystencjalnej dziekanki. a mój koc sprawia, że myśli zapijane kawą przypominają sobie, gdzie jest ich miejsce w szeregu, tym samym układając mnie.
walczę o Samodzielność w cieniu wielkiego miasta, nie podsuwaj mi jeszcze słowa - porażka, nie jestem na to gotowa, ani ja, ani moje marzenia.

życie jest dobre -
-powiedz tak czasem rano do lustra,
może odpowie, że czas najwyższy na takie stwierdzenie.