24 września 2008

13.

w te ostatnie wieczory coraz chłodniejsze i coraz bardziej samotne nie pomagała ani muzyka, ani nawet papierosowy dym. w powietrzu wciąż unosiło się moje rozczarowanie. katowałam się mew, śmietaną w tubce i bielą sufitu nade mną. i tylko miliardy myśli.
bo przecież nie tak miało być, nie tak, ciągle nie tak.

zaczęło mi coś umykać, nieodwracalnie przeciekać przez palce. na moje życzenie, trzykrotne pstryknięcie, paf pif, teraz. na zawsze? nie ma przecież zawsze, pamiętasz? nic już nie chcę pamiętać. może tylko obudzić się któregoś ranka i zobaczyć, że to nie ten pokój, nie te miasto, nie te życie. chcę szansę na nowy początek i nowe możliwości. nową wiarę w i nadzieję na. trochę swobody i trochę szczęścia. more, more, more.

tymczasem siedzę tu, słucham permanentnych skarg i zażaleń całkiem jak biuro obsługi klienta, aplikuję sobie codziennie dawkę uśmiechu, zagłuszam wnętrze. powtarzam bezgłośnie `jeszcze rok, dasz radę, choć sama siebie tym nie przekonuję.
`mam dosyć tego miasta,
czerwono-czarnej mafii.
czy mnie rozumiesz, olo?

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

low ju:*
dasz radę, obie wiemy o tym.

Anonimowy pisze...

źle kiedy słuchasz czyichś skarg i zażaleń. a kiedy ktoś nie chce mówić?wtedy jest dobrze..?
'jak biuro obsługi klienta'
..

mam nadzieję, że w wwie będziesz wreszcie szczęśliwa.obyś nie doszła do wniosku, że wszystko było obok, że miałaś TO na wyciągnięcie ręki.

o. pisze...

to nie o Was, a o domu.