czasem płaczę w niedzielne popołudnia, może dlatego, że cholernie nie lubię niedzielnych, szarych popołudni, a może dlatego, że czuję się wtedy jakaś sama, że zawsze wszystko kumuluje się właśnie w niedzielę. to tak jakby nazwa tego dnia przyciągała ogół tego, co może nie wyjść, co nie wychodzi, co jest po prostu do dupy. dlatego też pewnie płaczę. płaczę prawdopodobnie też z powodu zbliżającego się okresu, który zawsze przynosi ze sobą tak zwane `smutne dni. i stąd właśnie witamy w sezonie pierwszym odcinku czwartym pod wdzięcznym tytułem niebo wali mi się na łeb.
co do tego płakania jeszcze, jest muzyka, która wpływa na to, że jeszcze bardziej chce mi się ryczeć, że jeszcze bardziej mi smutno i źle. piękna muzyka, no, jak cholera piękna, uwielbiam wokal, dźwięki, tekst. bez określenia rodzaju, bez podawania konkretów, na niedzielę to, na wtorek inne. ale dozuję, bo przecież wtedy właśnie ryczę.
i tak właśnie wygląda niedzielne popołudnie. przysłonięte zasłony, koc, sweter, cappucino, starsailor i ja. co robię?
-i'm fine, thank's, how are you?